francais english
Oficjalna strona Manu myspace Manu Oficjalne forum Manu Koncerty Nieoficjalna strona Manu L'or dr nous vie Kontakt


Sopot Festival 2007

filmiki zdjęcia relacja


Relacja

"Whoa-oa-oa! I Feel good!" chciałoby się zakrzyknać za Jamesem Brownem. Wbrew przewidywaniom, wszystko, co było do zgarnięcia, zgarnęła polska formacja Feel. Czyżbysmy byli swiadkami narodzin nowej gwiazdy? Na odpowiedź jest jeszcze chyba za wczesnie. W historii wielu było przecież wykonawców, których sława rozbłysła nagle, by równie szybko zgasnać. Ale faktem jest, że osiagnięcie katowickiego kwartetu budzi respekt i zapewne wpisze się w annały sopockiego festiwalu. Żywiołowa piosenkę "Jest już ciemno" nagrodzono zarówno Słowikiem Publicznosci, jak i przyznawanym przez jury Bursztynowym Słowikiem. Co więcej, usłyszelismy ja tego wieczoru aż trzykrotnie, co dało nam kliniczna wręcz możliwość podpatrzenia, jak rodzi się przebój. Już w części konkursowej utwór przyjęto bardzo pozytywnie, ale zespół sprawiał jeszcze wrażenie nieco stremowanego. Po zwycięstwie w polskim etapie, dajacym miejsce w międzynarodowym finale, Feel wyszedł na scenę ponownie – wypadł znacznie swobodniej i złapał lepszy kontakt z publicznoscia. Po ogłoszeniu obu werdyktów usłyszelismy "Jest już ciemno" po raz ostatni. Tym razem cała Opera Leśna całkowicie poddała się szaleństwu… Można się oczywiście spierać, czy piosenka Feel zasłużyła na taki poklask. Nie jest specjalnie oryginalna (na świecie podobnie, choć bardziej rockowo, grał Creed; w Polsce Ptaky czy nawet ambitniejsza Coma), ale nadrabia przebojowością. I to jaka! Wystarczy raz usłyszeć, by została w głowie na długo. A o to przecież w tym wszystkim chyba chodzi...

Opuszczone prawdy
Cały konkurs stał na niezłym poziomie, na pewno nie niższym od zeszłorocznego, choć polskie propozycje specjalnie nie porwały. Cieszy na pewno, że większosć w mniejszym lub większym stopniu ocierała się o rock, co jeszcze kilka lat temu nie byłoby na takiej imprezie oczywiste. "Opuszczony" rzuconego na pożarcie popowego Sumptuastic bronił się chwytliwym refrenem, ale grupa wypadła zdecydowanie zbyt statycznie. Rockowa ballada "Gdzie jesteś dziś" Szymona Wydry i Carpe Diem pokazała, że finalista pierwszego "Idola" ma kawał dobrego gardła, ale jego piosenki zagrane sa na zbyt "poważna" nutę, by mogła się z nimi identyfikować szersza publicznosć. Dynamiczne "Słowa jak węże do ucha" jak zawsze świetnie spiewającej Małgorzaty Ostrowskiej od razu wpadły ucho, ale niestety równie szybko z niego wypadły. Wreszcie Łukasz Zagrobelny i jego subtelna, ale ekspresyjna poscielówa "Nieprawda" – zawodowo zaspiewana, z wyróżniajacym się tekstem, ale w konfrontacji z Feel niemajaca szans. Chyba że, tak jak w przypadku "Już jest ciemno", zabrzmiałaby tego wieczoru ponownie.

Poza stawka
Podobać się mogła druga odsłona wieczoru, w międzynarodowej już obsadzie, choć słowa szefa Radia Zet Roberta Kozyry o wyższości Sopotu na festiwalami europejskimi należy włożyć między bajki. Prawda jednak jest, że sama impreza zorganizowana jest bardzo profesjonalnie, a jedno wydarzenie goni drugie, nie pozwalając się nikomu nudzić.

Z najlepszym przyjęciem podczas batalii o Bursztynowego Słowika spotkała się od począatku typowana do zwycięstwa propozycja ze Szwecji, czyli "Cry For You" niejakiej September. Utwór przebojowy, taneczny i porywajacy, spełniajacy wszystkie wymogi radiowego hitu, ale niestety mający nachalnie podobny podkład do "Smalltown Boy" Bronski Beat. Z zarzutami o plagiat nie spotkaja się za to alternatywni Amerykanie z The Cloud Room, choć ich wysmienitym "Hey Now Now" nie wzgardziłby pewnie sam David Bowie. Bardzo dobrze wypadły także utwory mistrzyni tanecznego pop Sophie Ellis-Bextor oraz wschodzącej gwiazdy francuskiej piosenki Emmanuela Moire. "Me and my Imagination" Brytyjki urzekło bezpretensjonalna chwytliwoscia i stylowym nawiazaniem do lat 80., a "Ca me fait du bien" akompaniujacego sobie przy fortepianie Moire było bez dwu zdań najlepiej zaspiewanym utworem całego dnia. Szkoda tylko, że nieco gorzej napisanym(?). Zdecydowanie rozczarowało do bólu mdłe "Coeur Sacre", błahy kawałek innego reprezentanta znad Sekwany, Thierry'ego Amiela. Niewiele lepiej było podczas banalnej balladki "Shame" w wydaniu niemieckiego trio Monrose. Dziewczyny dwoja się, a właściwie troja, by zostać nowymi Destiny's Child, ale dzieli je od nich przepasć wielkości najgłębszych spadów kanionu Verdun. Z kronikarskiego obowiązku - na deskach Opery Leśnej wystąpili też Stachursky (przy okazji bohater poprzedzających występ każdego wykonawcy futurologicznych filmików, niemal żywcem wziętych z "Raportu mniejszości" Spielberga), brytyjski Mattafix, czyli fantastyczny triumfator zeszłorocznego festiwalu, i Doda, która zaprezentowała swój nowy singel "To jest to". Jest czy nie jest, Dorota Rabczewska, jako współprowadząca pierwszej części koncertu, tylko potwierdziła opinię, że na scenie czuje się jak ryba w wodzie. Wywoływała aplauz, nic właściwie nie robiąc. Może poza ultraszybkimi przebierankami, jak i typowymi dla siebie wywodami, skierowanymi między innymi w stronę Michała Wiśniewskiego ("już mamy takiego jednego, co zrobił kurs pilota i wywaliło mu wszystkie szare komórki" – biorąc pod uwagę wczorajszą tragedię w Radomiu, spore faux pas). Nie przekonała za to w roli prowadzącej Magda Mołek. Drugą Ireną Dziedzic nie będzie, i to nie tylko dlatego, że zdecydowanie nadużywa słowa "absolutnie". To był wieczór wielu niespodzianek, z inną niż dzień wczesniej muzyką, klimatem i chyba publicznoscia. Po subtelnej atmosferze z koncertu Norah Jones nie zostało nawet sladu, ale i nie o nią przecież w sopockim festiwalu tak naprawdę chodzi.
zrodło onet.pl

Powrót.